„Pod koniec pierwszego miesiąca
mojej pracy proboszcza, ogłosiłem,m że w następną niedzielę
odbędą się wybory członków nowej Rady Parafialnej.
W trakcie moich domowych spotkań
z rodzinami naszej parafialnej wspólnoty powstała lista kandydatów
w liczbie 26.
Biorąc pod uwagę, że nasza
parafia nie należała do zbyt dużych, zdecydowałem (zgodnie z
wytycznymi naszej kurii), że nasza Rada będzie liczyła 12
członków.
Pomysł z parafialnymi wyborami
pewnie spodobał się moim owieczkom, bo w dniu głosowania (w czasie
niedzielnych nabożeństw), ilość uczestniczących we mszy świętej
znacząco się zwiększyła.
To był pierwszy krok, którym
chciałem im uświadomić, że wszyscy tworzymy wspólnotę i każdy
ma prawo decydować o niej, jak przystało na dobrą rodzinę.
„Rada Parafialna ma być ciałem
doradczym, pomagającym proboszczowi w administrowaniu parafią i
winna dbać o sprawy związane z jej należytym funkcjonowaniem- tyle
w największym skrócie podaje definicja tego organu.
I tu dochodzimy do istoty sprawy,
czyli jak przełożyć to na praktykę?
Dla nikogo nie jest tajemnicą,
że najbardziej drażliwym tematem, o którym się dyskutuje, są
sprawy finansowe.
W przypadku księży, ich dostatniego
życia, pieniędzy, którymi napychają sutanny, można by zapisać
wiele tomów sensacyjnych czytadeł i to nie zakończyłoby sprawy.
Aby ten temat nie krążył wśród
moich owieczek, zdecydowałem się poinformować ich o moim „stanie
majątkowym”.
Miałem wtedy roczny samochód
dobrej klasy (w bankowym kredycie) i kilka tysięcy oszczędności z
czasu wikariuszoskiej posługi, o czym poinformowałem w czasie
niedzielnych ogłoszeń.
Później przy pulpicie zastąpił
mnie Pan Mieczysław, członek naszej Rady Parafialnej i poinformował
zebranych o decyzjach podjętych w trakcie pierwszego zebrania.
Od tej chwili nasza wspólnota
przekształciła się w swego rodzaju jednostkę budżetową, z
proboszczem otrzymującym uzgodnioną pensję i aktywną Radą, która
nie tylko jest ciałem doradczym, ale i głosem inicjującym
aktywność poszczególnych grup parafialnych.
Każdej pierwszej niedzieli
miesiąca parafianie otrzymują sprawozdanie ze stanu naszego budżetu
i informacje o etapie realizacji zaplanowanych działań, i tak jest
już od kilku lat.”
-Może na koniec kilka konkretów –
wtrąciłem prowokując księdza Marka do „pochwalenia się”
zmianami, które zaszły w jego parafii.
-"Gdy rozpoczynałem moją posługę, na
niedzielnych mszach było kilkanaście procent wiernych, teraz ponad
80% duszyczek spełnia swój niedzielny obowiązek.
Problemem u nas była i jest bieda, ale
największym wyzwaniem były dwie sprawy: samotność ludzi
starszych, których dzieci wyjechały(niekiedy bardzo daleko) i
alkohol, w którym topili smutek beznadziei ci, którzy nie potrafili
odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
I teraz przyszedł czas, abym powrócił
do roli tego stołu, przy którym piliśmy kawę.
Dwa razy w miesiącu organizujemy przy
nim niedzielny obiad, na który zapraszamy samotnych z naszej
parafii, ale powiem jeszcze, że nie jest to jedyny taki stół w
naszej parafii, bo z tego co wiem, na takie niedzielne obiady
zapraszają swoich samotnych sąsiadów i inni parafianie.
W każdy czwartek zapraszam do siebie
na kolację naszych współbraci, którzy mają problem z chorobą
alkoholową.
Jest tylko jeden warunek: że w
minionym tygodniu nie umoczyli dzioba. Pozostali muszą się
zadowolić spotkaniem AA, które w salce obok organizuje Pan Henryk-
od czterech lat niepijący alkoholik.
Można by jeszcze długo tak wymieniać
zmiany, które zaszły od tamtego czasu, gdy pierwszy raz pojawiłem
się w mojej pierwszej parafii, ale mogę na koniec powiedzieć
jedno:
Tego wszystkiego nie zdołałbym
osiągnąć bez pomocy innych, którzy poczuli w sobie
odpowiedzialność za nasz wspólny dom, którym przecież jest
Kościół.”
Rozmowę z Proboszczem małej parafii
spisał Kryspin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz