wtorek, 19 czerwca 2018

Jak zmienić ugór w piękny ogród?



    Na kawę i apetycznie pachnące ciasto przeszliśmy do jadalni, w której większość miejsca zajmował obszerny stół, przy którym mogło biesiadować nawet kilkanaście osób. Całość tego pokoju dopełniał mały kredens i masa kwiatów, poustawianych w zielone piramidy. Przy ścianie, obok drzwi balkonowych prowadzących na obszerny taras od strony ogrodu, z było ustawione wielkie akwarium, w którym baraszkowały kolorowe rybki.
-Piękny salon i ten ogromny stół-wyraziłem swój podziw rozglądając się po tym salonie.
-”I nie jest wykorzystywany tylko sporadycznie, z okazji odpustu, czy imienin proboszcza”-wtrącił z uśmiechem i dodał:
-”Później opowiem o jego przeznaczeniu, ale najpierw podzielę się wspomnieniem moim początu w tej parafii.
-”Ksiądz dziekan, jak obiecał, pojawił się na pierwszej niedzielnej mszy(o 9.00), by przedstawić mnie moim naiwym duszyczkom. Ludzi w kościele nie było jednak zbyt wielu, bo swobodnie mieścili się w ławkach, a i ter nie do końca były zajęte.
    Mój przełożony poinformował zebranych o decyzji biskupa i na tym skończyła się uroczystość powitalna. Po skończonej mszy, ksiądz kanonik przeprosił mnie, że nie skorzysta ze śniadania, które zaproponowałem (tłumaczył się brakiem czasu) i odjechał.
   W niedzielnym grafiku naszego kościoła była jeszcze jedna msza o godzinie 11.00, więc nie miałem wiele czasu na rozmowy z nielicznymi parafianami, którzy stojąc obok świątyni, bacznie mnie obserwowali.
   Druga Eucharystia niewiele różniła się od wcześniejszej mszy, jeśli chodzi o ilość duszyczek spełniających swój niedzielny obowiązek. Ludzi było chyba jeszcze mniej, bo miejsc pustych zdecydowanie przybyło.
Przyznam, że byłem smutny tak niską frekwencją, która pobieżnie licząc nie dobiła do 20%.
Byłem załamany i czułem się bezradny.
    W poniedziałek postanowiłem odwiedzić wójta, którego urząd mieścił się nieopodal kościelnego muru.
    Wypadało przedstawić się sąsiadowi i zaliczyć kurtuazyjną wizytę, pomyślałem i tak zrobiłem, nie licząc na to, że te odwiedziny poprawią mój przygnębiający nastrój, i pomyliłem się.
"-Witam sąsiada w niedoli początku"-powitał mnie w progu swojego biura.
    Później odpowiadając na moje zaskoczenie, opowiedział mi o swoich pierwszych miesiącach pracy w tym urzędzie, gdy jego poprzednik odszedł w trakcie trwania kadencji. Oficjalnie ze względu na stan zdrowia, a publiczną tajemnicą było to, że ciągnął się za nim ogon nadużyć z perspektywą prokuratorskich zarzutów włącznie.
-”Przez rok, do kolejnych wyborów byłem pełniącym obowiązki wójta, a później już oficjalnie wygrałem, i już drugą kadencję uprawiam tę rolę.
-Na początku był to zwyczajny ugór, ale teraz, po tych liku latach stał się ona żyzną glebą, choć ziemie u nas słabe, ale ludzie są dobrzy.....Trzeba tylko pobudzić w nich podmiotowość, świadomość odpowiedzialności i tego, że ich: wieś, gmina - to ich wspólne dobro.
-Sam bym tego nie dokonał, dlatego po roku czekania, przy okazji wyborów, zachęciłem mieszkańców, by dobrali mi odpowiednich ludzi, którzy nie tylko będą przyklepywać moje decyzje, ale i sami będą proponować to, czego naszej gminie najbardziej potrzeba.
No i udało się, mam 12 radnych, którzy tworzą taki zespół.
-Ksiądz Proboszcz ma łatwiej, bo już od razu może to zrobić wybierając odpowiednich ludzi do Rady Parafialnej"- powiedział na koniec naszego spotkania.
To pierwszy krok, który powinienem uczynić, aby ten parafialny ugór zmienić w piękny ogród-pomyślałem wychodząc wtedy z budynku gminy.
     W najbliższych , niedzielnych ogłoszeniach poinformowałem, że zamierzam powołać nową Radę Parafialną i z tego powodu, w celu konsultacji ze wszystkimi członkami naszej wspólnoty, zamierzam niebawem odwiedzić każdy dom w naszej parafii.
   Przez kolejne pięć tygodni poznałem prawie wszystkie moje owieczki (372 rodziny), zachęcając przy tej okazji, by zgłaszali swoich kandydatów na członków naszej, parafialnej Rady.”
Całość wysłuchał Kryspin
(Za tydzień: codzienność parafii Księdza Marka)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz