Na kawę i apetycznie pachnące
ciasto przeszliśmy do jadalni, w której większość miejsca
zajmował obszerny stół, przy którym mogło biesiadować nawet
kilkanaście osób. Całość tego pokoju dopełniał mały kredens
i masa kwiatów, poustawianych w zielone piramidy. Przy ścianie,
obok drzwi balkonowych prowadzących na obszerny taras od strony
ogrodu, z było ustawione wielkie akwarium, w którym baraszkowały
kolorowe rybki.
-Piękny salon i ten ogromny
stół-wyraziłem swój podziw rozglądając się po tym salonie.
-”I nie jest wykorzystywany tylko
sporadycznie, z okazji odpustu, czy imienin proboszcza”-wtrącił z
uśmiechem i dodał:
-”Później opowiem o jego
przeznaczeniu, ale najpierw podzielę się wspomnieniem moim początu
w tej parafii.
-”Ksiądz dziekan, jak obiecał,
pojawił się na pierwszej niedzielnej mszy(o 9.00), by przedstawić
mnie moim naiwym duszyczkom. Ludzi w kościele nie było jednak zbyt
wielu, bo swobodnie mieścili się w ławkach, a i ter nie do końca
były zajęte.
Mój przełożony poinformował
zebranych o decyzji biskupa i na tym skończyła się uroczystość
powitalna. Po skończonej mszy, ksiądz kanonik przeprosił mnie, że
nie skorzysta ze śniadania, które zaproponowałem (tłumaczył się
brakiem czasu) i odjechał.
W niedzielnym grafiku naszego
kościoła była jeszcze jedna msza o godzinie 11.00, więc nie
miałem wiele czasu na rozmowy z nielicznymi parafianami, którzy
stojąc obok świątyni, bacznie mnie obserwowali.
Druga Eucharystia niewiele różniła
się od wcześniejszej mszy, jeśli chodzi o ilość duszyczek
spełniających swój niedzielny obowiązek. Ludzi było chyba
jeszcze mniej, bo miejsc pustych zdecydowanie przybyło.
Przyznam, że byłem smutny tak niską
frekwencją, która pobieżnie licząc nie dobiła do 20%.
Byłem załamany i czułem się
bezradny.
W poniedziałek postanowiłem odwiedzić
wójta, którego urząd mieścił się nieopodal kościelnego muru.
Wypadało przedstawić się
sąsiadowi i zaliczyć kurtuazyjną wizytę, pomyślałem i tak
zrobiłem, nie licząc na to, że te odwiedziny poprawią mój
przygnębiający nastrój, i pomyliłem się.
"-Witam sąsiada w niedoli
początku"-powitał mnie w progu swojego biura.
Później odpowiadając na moje
zaskoczenie, opowiedział mi o swoich pierwszych miesiącach pracy w
tym urzędzie, gdy jego poprzednik odszedł w trakcie trwania
kadencji. Oficjalnie ze względu na stan zdrowia, a publiczną
tajemnicą było to, że ciągnął się za nim ogon nadużyć z
perspektywą prokuratorskich zarzutów włącznie.
-”Przez rok, do kolejnych wyborów
byłem pełniącym obowiązki wójta, a później już oficjalnie
wygrałem, i już drugą kadencję uprawiam tę rolę.
-Na początku był to zwyczajny ugór,
ale teraz, po tych liku latach stał się ona żyzną glebą, choć
ziemie u nas słabe, ale ludzie są dobrzy.....Trzeba tylko pobudzić
w nich podmiotowość, świadomość odpowiedzialności i tego, że
ich: wieś, gmina - to ich wspólne dobro.
-Sam bym tego nie dokonał, dlatego po
roku czekania, przy okazji wyborów, zachęciłem mieszkańców, by
dobrali mi odpowiednich ludzi, którzy nie tylko będą przyklepywać
moje decyzje, ale i sami będą proponować to, czego naszej gminie
najbardziej potrzeba.
No i udało się, mam 12 radnych,
którzy tworzą taki zespół.
-Ksiądz Proboszcz ma łatwiej, bo już
od razu może to zrobić wybierając odpowiednich ludzi do Rady
Parafialnej"- powiedział na koniec naszego spotkania.
To pierwszy krok, który
powinienem uczynić, aby ten parafialny ugór zmienić w piękny ogród-pomyślałem wychodząc wtedy z budynku gminy.
W najbliższych , niedzielnych
ogłoszeniach poinformowałem, że zamierzam powołać nową Radę
Parafialną i z tego powodu, w celu konsultacji ze wszystkimi
członkami naszej wspólnoty, zamierzam niebawem odwiedzić każdy
dom w naszej parafii.
Przez kolejne pięć tygodni
poznałem prawie wszystkie moje owieczki (372 rodziny), zachęcając
przy tej okazji, by zgłaszali swoich kandydatów na członków
naszej, parafialnej Rady.”
Całość wysłuchał Kryspin
(Za tydzień: codzienność parafii
Księdza Marka)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz