wtorek, 15 maja 2018

Rozmowy przy grillu



    Wiosna to piękny czas.
    Przyroda zapraszająco eksplodowała nowym życiem, a my ciesząc się promieniami coraz cieplejszego słońca, pełnymi garściami czerpiemy z każdej okazji, aby zażywać dobrodziejstw tego okresu.
    Zaliczyliśmy co niedawno ogólnonarodową majówkę, gdy w wolne dni raczyliśmy się odpoczynkiem od mozolnej pracy . W zaciszu domowym, a niekiedy i w atrakcyjnych miejscach stworzonych specjalnie do relaksu, spędzaliśmy czas na spotkaniach z przyjaciółmi.
   Tradycją stały się przy tej okazji biesiady przy grillach, które jak kraj długi i szeroki, roztaczały przyjemną dla naszych podniebień woń soczystych mięs i innych smakowitości, którymi raczyliśmy się do późnych godzin wieczornych.
   Nie samymi zmysłami smaku jednak człowiek żyje, dlatego przy okazji takich spotkań uczestnicy oddają się mniej lub bardziej ciekawym tematom rozmów.
   Nie wchodząc w szczegóły tychże, można zauważyć, że te dysputy mają charakter branżowy: Lekarze rozmawiają przy okazji takich spotkań o przypadkach medycznych, politycy o perspektywie wyborczych notowań, przedsiębiorcy o koniunkturze i ucisku ustawodawców, którzy wymyślają coraz to nowe przepisy mające gnębić zaradnych.
    Można by tak wyliczać kolejne tematy ogólnonarodowej grillówki i pewnie nie byłby to pełen katalog poruszanych zagadnień.
    Nie inaczej odbyło się podczas mojego majówkowego wieczoru przy unoszącym się zapachu pieczonej karkówki.
    Może z racji, że spotkanie, na które przybyło kilkoro moich znajomych, organizował ksiądz (choć już od wielu lat w cywilu), ponad inne tematy przebił się ten z kościołem w tle.
    Moi goście w trakcie kolacji na świeżym powietrzu zadali kilka pytań dotyczących spraw, których najbardziej odpowiednim adresatem byłby człowiek w koloratce (niestety nieobecny wśród zaproszonych), więc musiała im wystarczyć odpowiedź „Księdza w cywilu”.
   Pewnie w jakimś stopniu sprostałem wyzwaniu, bo nie omieszkali wyrazić zadowolenia z moich odpowiedzi.
-”Szkoda, że w Kościele nie mówi się tak prosto o tak ważnych sprawach”-podsumowała jedna z Pań, wyraźnie zadowolona z naszej rozmowy.
-”A ja jestem ateistą i mnie te problemy nie dotykają”-skwitował inny uczestnik naszego grilla.
    Nie była to jednak tylko prowokacyjna deklaracja kogoś anty, o czym wyjaśnił w dalszej części swojej wypowiedzi.
-”W moim życiu nie kieruję się nadzieją, że kiedyś dostąpię zbawienia i nie drżę o to, czy na liczniku mojego życia odnotuję odpowiednią ilość plusików, którymi kupię sobie prawo do wiecznego szczęścia.
Jako młody chłopak rozczytywałem się w dziełach Platona i w nich zafascynowała mnie idea, że człowiek żyje tak długo, jak długo trwa o nim pamięć, i to stało się moim pragnieniem: aby żyła o mnie pamięć, że byłem dobrym człowiekiem.”
    Była już późna noc, gdy zakończył się nasz majówkowy grill, a ja jeszcze długo myślałem o tej pięknej deklaracji:” aby żyła o mnie pamięć, że byłem dobrym człowiekiem.”
    „Sukcesem” Kościoła, wynikającym z Konkordatu, stały się szkolne lekcje religii, a prawdziwą, choć nie do końca docenioną, zdobyczą szkoły z tego porozumienia stał się przedmiot, który władze oświatowe wprowadziły niejako z musu, ( dla przeciwwagi) jako alternatywę dla uczniów spoza kościelnego kręgu, czyli lekcje etyki.
    Szkoda tylko, że od samego początku ten przedmiot stał się alternatywą, a nie obowiązkowym dla wszystkich uczniów (także tych z kościelną etykietką).
A lekcja religii w szkolnych klasach? Nadal nie zmieniłem zdania, że to jest porażka Kościoła.
    W szkołach oprócz przedmiotów obowiązkowych, są jeszcze zajęcia dodatkowe(np. SKS dla uzdolnionych fizycznie i pragnących czegoś więcej).
Lekcja religii jako dodatkowy przedmiot, czemu nie.
Nie potrzeba być wierzącym, aby budować w sobie pragnienie bycia dobrym człowiekiem.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz