Wiosna to piękny czas.
Przyroda zapraszająco
eksplodowała nowym życiem, a my ciesząc się promieniami coraz
cieplejszego słońca, pełnymi garściami czerpiemy z każdej
okazji, aby zażywać dobrodziejstw tego okresu.
Zaliczyliśmy co niedawno
ogólnonarodową majówkę, gdy w wolne dni raczyliśmy się
odpoczynkiem od mozolnej pracy . W zaciszu domowym, a niekiedy i w
atrakcyjnych miejscach stworzonych specjalnie do relaksu, spędzaliśmy
czas na spotkaniach z przyjaciółmi.
Tradycją stały się przy tej
okazji biesiady przy grillach, które jak kraj długi i szeroki,
roztaczały przyjemną dla naszych podniebień woń soczystych mięs
i innych smakowitości, którymi raczyliśmy się do późnych godzin
wieczornych.
Nie samymi zmysłami smaku jednak
człowiek żyje, dlatego przy okazji takich spotkań uczestnicy
oddają się mniej lub bardziej ciekawym tematom rozmów.
Nie wchodząc w szczegóły tychże,
można zauważyć, że te dysputy mają charakter branżowy: Lekarze
rozmawiają przy okazji takich spotkań o przypadkach medycznych,
politycy o perspektywie wyborczych notowań, przedsiębiorcy o
koniunkturze i ucisku ustawodawców, którzy wymyślają coraz to
nowe przepisy mające gnębić zaradnych.
Można by tak wyliczać kolejne tematy
ogólnonarodowej grillówki i pewnie nie byłby to pełen katalog
poruszanych zagadnień.
Nie inaczej odbyło się podczas
mojego majówkowego wieczoru przy unoszącym się zapachu pieczonej
karkówki.
Może z racji, że spotkanie, na
które przybyło kilkoro moich znajomych, organizował ksiądz (choć
już od wielu lat w cywilu), ponad inne tematy przebił się ten z
kościołem w tle.
Moi goście w trakcie kolacji na
świeżym powietrzu zadali kilka pytań dotyczących spraw, których
najbardziej odpowiednim adresatem byłby człowiek w koloratce
(niestety nieobecny wśród zaproszonych), więc musiała im
wystarczyć odpowiedź „Księdza w cywilu”.
Pewnie w jakimś stopniu
sprostałem wyzwaniu, bo nie omieszkali wyrazić zadowolenia z moich
odpowiedzi.
-”Szkoda, że w Kościele nie mówi
się tak prosto o tak ważnych sprawach”-podsumowała jedna z Pań,
wyraźnie zadowolona z naszej rozmowy.
-”A ja jestem ateistą i mnie te
problemy nie dotykają”-skwitował inny uczestnik naszego grilla.
Nie była to jednak tylko prowokacyjna
deklaracja kogoś anty, o czym wyjaśnił w dalszej części swojej
wypowiedzi.
-”W moim życiu nie kieruję się
nadzieją, że kiedyś dostąpię zbawienia i nie drżę o to, czy na
liczniku mojego życia odnotuję odpowiednią ilość plusików,
którymi kupię sobie prawo do wiecznego szczęścia.
Jako młody chłopak rozczytywałem
się w dziełach Platona i w nich zafascynowała mnie idea, że
człowiek żyje tak długo, jak długo trwa o nim pamięć, i to
stało się moim pragnieniem: aby żyła o mnie pamięć, że byłem
dobrym człowiekiem.”
Była już późna noc, gdy
zakończył się nasz majówkowy grill, a ja jeszcze długo myślałem
o tej pięknej deklaracji:” aby żyła o mnie pamięć, że byłem
dobrym człowiekiem.”
„Sukcesem” Kościoła,
wynikającym z Konkordatu, stały się szkolne lekcje religii, a
prawdziwą, choć nie do końca docenioną, zdobyczą szkoły z tego
porozumienia stał się przedmiot, który władze oświatowe
wprowadziły niejako z musu, ( dla przeciwwagi) jako alternatywę dla
uczniów spoza kościelnego kręgu, czyli lekcje etyki.
Szkoda tylko, że od samego
początku ten przedmiot stał się alternatywą, a nie obowiązkowym
dla wszystkich uczniów (także tych z kościelną etykietką).
A lekcja religii w szkolnych klasach?
Nadal nie zmieniłem zdania, że to jest porażka Kościoła.
W szkołach oprócz przedmiotów
obowiązkowych, są jeszcze zajęcia dodatkowe(np. SKS dla
uzdolnionych fizycznie i pragnących czegoś więcej).
Lekcja religii jako dodatkowy
przedmiot, czemu nie.
Nie potrzeba być wierzącym, aby
budować w sobie pragnienie bycia dobrym człowiekiem.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz