wtorek, 29 maja 2018

Ile kosztuje miłosierdzie?



      Wśród postulatów, których spełnienia się domagali, był stały dodatek na życie w określonej (skromnej ) kwocie 500 zł, i tego im odmówiono.
      Nie zamierzam teraz snuć rozważań, czy naszego państwa zwyczajnie nie stać na takie wsparcie, czy jest to przejaw złej woli ze strony władzy?
      Jedynym „zwycięstwem” protestujących w gmachu Parlamentu było to, że media nagłośniły ich desperację i pewnie to przyciągało ludzi ze społecznego świecznika, którzy można rzec, lawinowo pojawiali się wśród inwalidzkich wózków, do których przykutych było większość okupujących sejmowy korytarz.
     I znowu nie mnie jest oceniać, ilu z naszych politycznych (i nie tylko politycznych) celebrytów, pojawiło się tam po to, by im pomóc, a ilu dlatego, że wypadało się tam pokazać.
     Któregoś dnia protestujących odwiedził także przedstawiciel Kościoła, by pewnie przekazać im duchowe wsparcie i zapewnienie, że ta instytucja popiera ich słuszne żądania.
Na koniec duszpasterskiej (bo chyba tak należało to odebrać) ksiądz Kardynał z pewnością pobłogosławił zebranych i oddalił się.
    A mnie zaraz po tym, jak zakończyła się krótka, telewizyjna relacja z tego wydarzenia, przyszła na myśl ewangeliczna Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10,30-37).
    On zatrzymał się i zaopiekował poranionym człowiekiem, którego pobito przy uczęszczanym przez wielu trakcie.
Jako jedyny okazał serce człowiekowi w potrzebie, choć obok tego pobitego nieszczęśnika przechodziło wielu, którym zabrakło wrażliwości serca.
    Choć głównym bohaterem Jezusowej opowieści był anonimowy cudzoziemiec, to Nauczyciel z Nazaretu nie pominął w swojej relacji także negatywnych bohaterów tamtego zdarzenia (kapłana i Lewitę), którzy przeszli obok i pewnie odwracali głowy, by nie widzieć problemu.
    Kilkanaście osób okupujących sejmowy budynek to przedstawiciele około 280 tysięcy podobnym im, którzy każdego dnia przeżywają tragedię swojej ułomności.
    Tak sobie myślę, że przez tych „pobitych przez los” Dobry Bóg kolejny raz daje szansę swojemu Kościołowi ( czyli hierarchii i laikatowi-szeregowym wierzącym), aby napisali nową przypowieść:
" O miłosiernym Katoliku."
To wcale nie jest takie trudne!
    Rząd rzucił pomysł, aby wprowadzić podatek solidarnościowy(od tych, którzy mają najwięcej).
To wbrew pozorom nioe jest nic odkrywczego, bo w tradycji Kościoła coś takiego już było.
    Pierwsi Chrześcijanie zachwycali innych tym, że potrafili się dzielić wszystkim, co mieli, by wspomagać potrzebujących.
Teraz trochę liczb:
    Katolików w Polsce jest +/- około 28 milionów, co daje stu wiernych na jednego z tych, których reprezentowały w sejmowym proteście rodziny niepełnosprawnych.
    Czyli rachunek jest prosty- 5 zł miesięcznie ofiarowane na ten cel przez jednego członka kościelnej wspólnoty, to chyba bardzo mała sprawa, prawda.
    I jeszcze jedno: 
Takie działanie nie wymaga tabunu urzędników, etatowych pracowników socjalnych, bo wszystko można by załatwiać na poziomie parafialnych wspólnot, które mają rozeznanie o potrzebujących takowego wsparcia.
    Ostatnio mogliśmy przeczytać doniesienia z Irlandii (bardzo katolickiego kraju), w której odbyło się referendum na temat liberalizacji prawa aborcyjnego. Większość z pytanych, opowiedziało się za złagodzeniem restrykcyjnego prawa, co światowe media skwitowały krótko:
„Przegrana Kościoła katolickiego”!     Nasz Kościół póki co czuje się pewnym swego, ale sprzyjająca (politycznie) passa nie będzie trwać wiecznie i może warto byłoby swój autorytet budować nie tylko na politycznych układach, ale na codziennej wrażliwości, której może powinien uczyć siebie i nas wszystkich od ewangelicznego Samarytanina?
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz