wtorek, 5 grudnia 2017

"...I nie pobłogosławił"


      Byłem kiedyś na imprezie imieninowej u moich przyjaciół. Wśród zaproszonych gości było kilkoro, którzy od lat realizowali się w tzw. sferze budżetowej (dwoje pracowało w szkolnictwie, a jeden był urzędnikiem samorządowym). Pozostali prowadzili biznesy na własny rachunek i z politowaniem współczuli tym, którzy pracując na „państwowym”, narzekali na swój los.
     Mieczysław, facet robiący kasę na śmieciach (właściciel firmy utylizacyjnej), poinstruował zgorzkniałych, że zawsze mogą odmienić swój los i jak to kiedyś powiedział pierwszy Prezydent wolnej Polski:” Powinni wziąć sprawy w swoje ręce”.
    Aby uniknąć zarzutu, że się wymądrza( bo jemu się udało), zaczął kolejno rzucać pomysły, których realizacja miałaby stać się antidotum na problem braku kasy u tych mało zaradnych.
    Gdy ze swoimi radami doszedł do mojej skromnej osoby, na chwilę zawiesił głos, aby zaraz poddać mi pod rozwagę pomysł, który wywołał (nie tylko u mnie) rozbawienie.
-”Załóż swój własny kościół, a kasa będzie spływała niczym rwący wodospad”
    Głupi pomysł-pomyślałem i byłem nawet nieco poirytowany tym, że pozostali goście gremialnie poparli radę Mieczysława.
    Czy jednak ten pomysł (po ludzku rozumując) był tak niedorzeczny, jak go oceniłem?
Z przykrością muszę stwierdzić, że nie, bo bez wielkiego zastanowienia mógłbym rzucić wiele przykładów ludzi, którzy zrobili „biznes” na Panu Bogu. I nie chodzi mi o jakichś guru mających swoje „pięć minut”, gdy stworzyli sekty wyznające bezgraniczne uwielbienie do głoszonych przez siebie absurdów, czy odpustowych kramarzy handlujących w czasie kościelnych uroczystości kiczowatymi wizerunkami świętych.
    Kilka dni temu media relacjonowały obchody rocznicy powstania ogólnopolskiego radia, które codziennie gości w kilku milionach domów polskich katolików.
Ojciec założyciel z nutką nostalgii dzielił się wspomnieniami pierwszych lat powołanego przez siebie dzieła i opowiedział zebranym o spotkaniu z Ojcem Świętym, Janem Pawłem II.
W trakcie audiencji poprosił wtedy o błogosławieństwo przyszłego świętego, w związku z kolejnym pomysłem, jakim miała być katolicka telewizja
Przyznam, że zaskoczyła mnie szczerość, z jaką Ojciec dyrektor poinformował zebranych o reakcji Papieża Polaka na jego prośbę: „....I nie pobłogosławił”
Jeszcze bardziej zdziwił mnie brak jakichkolwiek komentarzy i zastanowienia po tym stwierdzeniu:
....I nie pobłogosławił”!
    Może warto odpowiedzieć sobie na pytanie: Dlaczego Papież, który był tak otwarty na sprawę ewangelizacji, który niejednokrotnie zabiegał o przychylność mediów na sprawy wiary, który cieszył się z powołania do życia katolickiej rozgłośni radiowej i wielokroć błogosławił tym, którzy korzystając z jej pośrednictwa mogli być bliżej Boga; nie pobłogosławił zamierzeniu, które mu przedstawił charyzmatyczny zakonnik?
    Tak sobie myślę, że ten gest(a raczej jego brak) ze strony Ojca Świętego był bardzo wymowny i zbieżny z tym, co wyraził jeden z mich starszych znajomych(84 lata):
„Od lat mam zwyczaj odmawiać codziennie różaniec. Starałem się to robić w kościele, ale od jakiegoś czasu stan mojego zdrowia nie pozwalał mi na wyprawy do świątyni i dlatego postanowiłem modlić się wraz ze słuchaczami katolickiej rozgłośni i tak było przez kilka miesięcy.
Słuchałem prawie codziennie religijnych audycji, ale byłem nimi coraz bardziej zawiedziony, bo więcej było w nich polityki i biznesu nadawców, nieustannie przypominających numery konta, na które powinno się wpłacać ofiary, aniżeli o Panu Bogu.”
„....I nie pobłogosławił”
    Cały czas dźwięczą w moich myślach te słowa i nie wiem dlaczego zaraz potem przypomina mi się Mieczysław z imieninowego przyjęcia:”Załóż swój kościół....
Ale czy dobry Bóg pobłogosławiłby taki pomysł?
Jednak, czy to jest tak naprawdę ważne?

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz