wtorek, 7 listopada 2017

Smutek radosnego święta.


   Mamy za sobą kolejny szczyt listopadowych wypraw na groby naszych bliskich. Policja podsumowała akcję „Znicz” podając tragiczne statystyki ludzkiej nieostrożności, które jak co roku dostarczyła kolejnych „lokatorów” naszych miejsc wiecznego spoczynku.
   Pewnie jak co roku, także główni organizatorzy cmentarnych uroczystości, czyli strona kościelna, dokonała takiego podsumowania.
   Co prawda nikt nie poustawiał elektronicznych czytników, które przy wejściowych bramach policzyłyby przybyłych na te uroczystości, ale jakoś można było dokonać chociażby porównania do lat minionych, przeliczając zawartość płóciennych woreczków umieszczonych na długich kijach, aby nie ominąć żadnego z odwiedzających w tym dniu swoich bliskich zmarłych.
   Swoją drogą to bardzo zmyślny sposób, dzięki któremu panowie z rad parafialnych, mogli rzetelnie wypełnić zadanie postawione przed nimi: zebrać ofiarność co do ostatniego ziarenka(także od tych, którzy widząc nadchodzących poborców cmentarnej daniny, próbowali schronić się za pomnikami)
   Oczywiście składka została poprzedzona informacją wielebnego celebransa, który w kilku słowach wyjaśnił cel zbiórki.
  Na cmentarzu, na którym byłem tego roku, zebrani zostali poinformowani, że pieniążki będą przeznaczone na gruntowny remont zabytkowego kościółka, który od wieków jest chlubą miasta, jako najstarszy, drewniany zabytek budowli sakralnej w okolicy.
   Co prawda jakąś kasę dorzuci Unia Europejska(o czym enigmatycznie wspomniał kościelny organizator tej imprezy), ale na owieczki zgromadzone przy mogiłach przypadł obowiązek wsparcia tego zamierzenia w kwocie(tu pominę jej wielkość).
   O godzinie 14.00 na cmentarzu rozpoczęły się oficjalne, kościelne uroczystości Wszystkich Świętych.
Ku mojemu zdziwieniu mszę polową (pod gołym niebem), co powinno być żelaznym i pierwszym punktem religijnych celebracji, poprzedziła procesja żałobna z pięcioma przystankami(logicznym i religijnie uzasadnionym powinna odbywać się w następnym dniu, gdy Kościół wspomina i modli się za wszystkich zmarłych).
   Co prawda kondukt modlitewny ograniczył się tylko do kilku alejek rozległego cmentarza, ale dzięki solidnemu nagłośnieniu, mogli w nim czuć się uczestnikami wszyscy, nawet stojący w najbardziej oddalonych miejscach nekropolii.
   I tu miałem co najmniej mieszane uczucia, bo szczerze zamierzałem uczestniczyć w procesyjnej modlitwie, ale …..
   No właśnie- po każdej modlitewnej przerwie, gdy modliliśmy się w intencjach naszych zmarłych, następował czas, gdy kondukt posuwał się do następnego przystanku i wtedy wkraczał parafialny „wirtuoz”, miejscowy organista. Za każdym razem, gdy zaczynał kolejną pieśń, miałem wrażenie, jakbym się przeniósł do okupowanej Warszawy, gdzie uliczny grajek wyśpiewywał kuplety przeciwko okupantowi.
   Wielkim uproszczeniem jednak byłoby zwalić całą winę na nieboraka, który pewnie i miał dobre chęci, ale „repertuar” kościelnych pieśni go ograniczał i było jak było.
   Dzień Wszystkich Świętych z założenia jest dniem radosnym, przenikniętym nadzieją, że nasi zmarli dostąpili szczęścia zbawionych, więc smętne zawodzenie pieśni sprzed wieków, nie pasuje do radości nadziei.
Pewnie mój punkt widzenia podziela coraz więcej ludzi, bo w trakcie cmentarnych uroczystości zauważyłem (pomimo, że pogoda tego roku była w miarę łaskawa) wyjątkowo mało ludzi przy grobach.
   Gdy wracałem po zakończonej mszy, na drodze prowadzącej do cmentarza mijałem bardzo wielu ludzi, którzy udawali się na mogiły swoich bliskich dopiero po zakończonym nabożeństwie.
   Może w podsumowaniu tego szczególnego święta warto zastanowić się także nad tym dostojni przedstawiciele Kościoła.
   Cmentarze i tam spoczywający, to tylko przeszłość wiary.
Kryspin, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz