wtorek, 14 listopada 2017

Czy to tylko moje utopijne marzenie?


    Gdy po jakimś czasie kolejny raz czytam fragmenty „Koloratek”, odkrywam coś nowego w ich przesłaniu.
    Dzisiaj chciałbym przypomnieć fragment z „Zatroskanej koloratki-Pasterzy i najemników”, w którym opisałem kościół, do którego chciałbym chodzić:
   ”Na ławkach leżały małe książeczki, śpiewniki z zapisanymi tekstami kościelnych pieśni....Uprzedzę Pani pytanie...Nie, nie giną, bo i po co ktoś miałby je stąd zabierać?
Gdy je wyłożyliśmy, powiedziałem, że jeżeli ktoś chce poćwiczyć w domu, to może wypożyczyć sobie śpiewnik....No i na [początku „rozeszło” się kilkanaście sztuka, ale po jakimś czasie powróciły i są tu, służąc wszystkim.
Po chwili doszliśmy do końca nawy i zatrzymaliśmy się przed lekko podwyższonym miejscem, na którym w samym centrum stał duży stół nakryty białym obrusem.
To normalny, gościnny stół i normalny biały obrus, taki sam, jaki kładziemy na przybycie gości.
I na tym zakończyłoby się nasze kościelne spotkanie, gdyby nie moje kolejne zdziwienie...
-Tak, ma Pani rację....odpowiedział przyklękając nieco z boku- Nie ma takiego cytatu w Biblii.
„Witajcie przyjaciele”-przeczytał słowa widniejące na drzwiczkami tabernakulum tak ciepło, że przez chwilę zgłupiałam, odnosząc wrażenie, że słyszę kogoś zupełnie innego.
Było w tym tyle radości i ciepła, a jednocześnie słowa emanowały wielkością Tego, który je wypowiadał.
Przez chwilę poczułam coś w rodzaju zaszczytu, wyróżnienia, jakiego doznaje człowiek w rozmowie z kimś niezwykłym, gdy ten szczerze obdarza go swoją przyjaźnią,...
Pani Małgosiu, jesteśmy teraz w gościnie naszego najlepszego Przyjaciela, który zawsze ma dla nas czas i cieszy się, gdy do niego przychodzimy: z naszymi sukcesami, smutkami, niezrozumieniem, niekiedy bólem; bo od tego jest przyjaciel, powiernik naszych spraw, prawda?
U nas nie ma obowiązku bycia na niedzielnej mszy....Naszym owieczkom nie narzucamy żadnych odgórnych nakazów.... ale czy wypełnia przykazanie ktoś przychodzący do świątyni zdyszany, spocony od pośpiechu i nieustannie przebierający nogami, albo ziewający z miną znużonego mopsa, czekając, kiedy wreszcie odstoi swój obowiązek i czym prędzej czmychnie do swojej codzienności?
-”Nabożnie uczestniczyć”, prawda?., ..
-Nasi wierni uczestnictwo w niedzielnej mszy traktują jak zaproszenie na przyjęcie, Uczta z Chrystusem, Bożym Synem!...
Na taki „raut”nie wypada przychodzić bez prezentu i taki prezent ze swojego tygodnia składają ci, którzy przychodzą na spotkanie z Nim.
Pewnie, że nie jesteśmy aniołami, nie jesteśmy doskonali, nic z tych rzeczy - i On to wie
Moja córeczka, gdy miała zaledwie kilka lat, uwielbiała dawać mi prezenty, niekiedy z okazji imienin, urodzin, czy innych uroczystości; ale zawsze robiła ja własnoręcznie:wyklejanka,niekiedy rysunek, albo zabawka z kasztana i zapałek.
Siadała mi wtedy na kolanach i wręczając niespodziankę, szeptała mi do ucha:”kocham cię tatusiu”.
I choć niekiedy jej dzieło nie było najbardziej udane, zapałka wypadała i pajacyk zostawał o jednej nóżce, sreberko nie chciało słuchać kleju i złośliwie odpadało, a słonko było za bardzo pomarańczowe, bo właściwa kredka gdzieś uciekła w czasie zabawy, to sprawiała mi za każdym razem niesamowitą radość; i choćby nie kończyła tej „ceremonii” rozkosznymi słowami szeptanymi bezpośrednio do mnie, to i tak odczuwałem jej miłość.
Tak samo jest w naszych relacjach z Nim; tak wiele i niewiele jednocześnie potrzeba, abyśmy w naszym zabieganym życiu znaleźli choćby mały podarunek dla tego Gospodarza przyjęcia, naszego Przyjaciela...”
Marzy mi się taki kościół, taka parafia...,.Czy to tylko moje utopijne pragnienie?

Kryspin, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz