wtorek, 26 września 2017

Różaniec dla żywych, umarłym kadzidło



    Słyszałem kiedyś historię o bogatym Żydzie, któremu zmarło się po ciężkiej chorobie.
   Jego bliscy( na swój sposób bardzo bogobojni ludzie) postanowili, że pomogą drogiemu zmarłemu w jego dalszej drodze ku wiecznemu szczęściu i pochowali nieboraka na siedząco, z przytroczonym do martwych dłoni płóciennym mieszkiem pełnym złotych monet.
   Pozostałym żałobnikom, którzy nie kryli zdziwienia, wytłumaczyli, że zrobili to, by zmarły przy zmartwychwstaniu mógł szybko stawić się przed obliczem Najwyższego (siedzący szybciej wstanie, aniżeli ten, który leży), a mieszek ze złotem zawsze się przyda, by mógł opłacić ewentualne swoje winy.
Pewnie ta historia u wielu z nas wywoła uśmiech politowania nad naiwną wiarą tamtych żałobników, którzy sądzili, że z Panem Bogiem można w taki sposób „załatwić” zmarłemu wieczne lokum u Jego boku.
   Może to tylko zmyślona historia, ale jakże trafnie ukazująca także nasze zwyczaje odnoszące się do kwestii „wyposażania” naszych bliskich na drogę ku wieczności.
   Jest taki jeden szczególny „gadżet”, znany każdemu, kto kiedyś przeżywał swoje święto przystępując do uroczystej, pierwszej komunii.
  Na kilka miesięcy przed wyznaczoną datą naszej uroczystości, w trakcie październikowego nabożeństwa, ksiądz poświęcił, dumnie trzymane w naszych małych dłoniach różańce, ozdobne sznury koralików zakończone posrebrzanym krzyżykiem.
Pewnie wtedy pierwszy raz powtarzaliśmy chórem słowa zdrowasiek i może trochę byliśmy znużeni monotonią powtarzanych w kółko tych samych słów, ale tak było trzeba.
Przy poświęceniu naszych modlitewnych paciorków kapłan pewnie powiedział nam coś jeszcze, co pozostało w naszej pamięci na lata:
„Niech ten różaniec i modlitwa na nim, towarzyszy wam w trakcie całego waszego życia”
Może warto by zadać sobie pytanie:
Co zostało nam z tamtych lat?
   Takie pytanie zadają sobie często( choć może nie dosłownie) bliscy zmarłego, gdy w panice przeszukują szuflady, bądź inne zakamarki, by dokopać się do różańca, bo jak tu pochować nieboraka nie oplatając zesztywniałych, martwych jego dłoni tymi modlitewnymi paciorkami.
   Różaniec dla wielu stał się tylko zwyczajnym gadżetem, rodzajem totemu, który warto zachować, tak na wszelki wypadek.
Może dlatego niektórzy kierowcy wieszają go na wewnętrznym lusterku swojego samochodu, a bogobojne panie noszą w zakamarku codziennej torebki?
   Uczestniczyłem swego czasu w pogrzebie znajomego. W cmentarnej kaplicy na ostatnie pożegnanie zebrało się sporo ludzi, bo zmarły za życia dał się poznać jako dobry, życzliwy wszystkim człowiek.
Do otwartej trumny podszedł jeden z żałobników i włożył do kieszeni zmarłego małe zawiniątko. Później powiedział, że w paczuszce, którą podarował zmarłemu przyjacielowi, były papierosy i mała buteleczka mocniejszego trunku, bo tamten za życia lubił jedno i drugie.
   Nie wszystkim obecnym spodobało się zachowanie tego młodego człowieka z zawiniątkiem, które włożył do kieszeni przyjaciela, co skutkowało krytycznymi komentarzami takiego zachowania.
   A mnie się wydaje, że tam, po drugiej stronie życia, Dobry Bóg ocenił go z tego, jakim był człowiekiem, a małą paczuszkę potraktował jako drobny dowód słabości, od których nikt z nas przecież nie jest wolny.
  Myślę także, że o wiele większym kłopotem dla Niego są ci, którym na drogę ku wieczności, do ręki przytroczono „gadżet” nigdy przez nich nie używany za życia.
  Rozpoczyna się październik, dla wierzących jest on miesiącem różańca i może warto teraz przeszukać nasze zapomniane szuflady, by spod rupieci wygrzebać nasz modlitewny sznur koralików i skorzystać ze sposobności, aby z niego zrobić użytek.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz