wtorek, 4 lipca 2017

"Dwa teatry"



   Przed sześciu laty pierwszy raz odpowiedziałem na zaproszenie i spotkałem się z koleżankami i kolegami z mojego liceum. Co pięć lat absolwenci naszego rocznika przybywają do dawnej szkoły, by wspominać czas, gdy stanęliśmy u progu dorosłego życia.
   Przyznam, że trochę z obawą udałem się na to spotkanie po latach.    Bezpośrednio przed zjazdem maturzystów rocznika 1976 zastanawiałem się, czy nie będę stremowany spotkaniem dawnych przyjaciół z licealnej klasy i czy rozpoznam w mocno dorosłych ludziach dawnych nastolatków, z którymi kiedyś zaliczaliśmy wspólne imprezy( nie zawsze organizowane po myśli dorosłych), ale i wspieraliśmy się, gdy komuś zabrakło determinacji w nauce i na klasowym sprawdzianie rozpaczliwie oczekiwał pomocy w postaci podpowiedzi kolegi, czy przysłowiowej ściągi ratującej go przed kolejną „pałą” w dzienniku.
Od pierwszej chwili, gdy się spotkaliśmy, wszystkie, (pewnie nie tylko moje) obawy rozwiały się niczym poranna mgła. Powitaliśmy się serdecznie, by później przez długie godziny ze sobą rozmawiać. Do późnej nocy w atmosferze szczerej radości snuliśmy wspomnienia i dzieliliśmy się tym, co dzisiaj, nie unikając szczerych wyznań o tym, co obecnie nas dotyczy, niekiedy gryzie, z czego jesteśmy dumni i co było naszą osobistą życiową porażką także.
    To było bardzo miłe spotkanie przyjaciół. Przez minione lata życie rzuciło nas w różnych kierunkach dając jednym garść sukcesów, innym nie szczędząc porażek i przegranych. To jednak nie przekreśliło naszej młodzieńczej przyjaźni i wszyscy się z tego cieszyliśmy.
Może dlatego rozstając się bladym świtem poranka następnego dnia, obiecaliśmy sobie, że spotkamy się kolejny raz i tylko zrobiło się nam trochę smutno, że dopiero za pięć lat, ale mieliśmy świadomość, że prawdziwa przyjaźń nie uchodzi z serc pomimo upływającego czasu i to pozwoliło nam zachować uśmiech nadziei.
   Nomen omen, w minionym miesiącu dane mi było przeżywać identyczną rocznicę wydarzenia, którego byłem uczestnikiem w 1982 roku ( 04.06.1982).
   W sobotnie przedpołudnie tegoż roku, w Archikatedrze Gnieźnieńskiej odbyły się święcenia kapłańskie.
Byłem wtedy jednym z 20 diakonów, których Chrystus wybrał do swojej szczególnej posługi.
   Doroczne spotkanie moich dawnych kolegów z seminarium zostało zaplanowane w mojej rodzinnej miejscowości. Ksiądz Kanonik(mój znajomy jeszcze z czasu liceum, które wspólnie kończyliśmy) poinformował i zaprosił na tę uroczystość swoich parafian, aby i oni uczestniczyli we wspólnej mszy księży jubilatów (35 lat od święceń).
   Postanowiłem skorzystać z okazji i wziąć udział w tym spotkaniu, bo właściwie choć teraz jestem „księdzem w cywilu” to przecież także ta rocznica mnie dotyczy,
   Przyznam, że chciałem po latach zobaczyć się z ludźmi, z którymi przeżyłem dziesięć lat (6 lat Seminarium i 4 lata kapłańskiej posługi).
   Może także liczyłem na to(wspominając licealny zjazd), że będzie to miłe, choćby krótkie spotkanie z przyjaciółmi, których tak dawno nie widziałem.
Przed plebanię, w której później mój kolega zaplanował ugoszczenie przybyłych, zajechali się dostojni kapłani. Stałem nieco z boku i patrzyłem starając się rozpoznać w nich dawnych, kipiących młodością, radosnych sług ołtarza, bo takimi ich zapamiętałem.
    Nie było wśród nich jednak tych dawnych moich przyjaciół, z którymi przez sześć lat zdawaliśmy się być jedną, zgraną kompanią. Zamiast tego przede mną stał krąg podstarzałych facetów, z grymasem na twarzy, niczym u aktorów zmuszonych do chałtury w prowincjonalnym teatrze.
   Trochę mnie to zmroziło, ale podszedłem bliżej i wtedy jeden z nich przywitał mnie zdziwiony:”A ty co tu robisz? To przypadek, czy ktoś ci doniósł?”.
Zrobiło mi się przykro i straciłem chęć do rozmowy z pozostałymi.
    Powróciłem do siebie i trochę mi smutno, bo do tej pory sądziłem, że sześć lat wspólnej, seminaryjnej drogi rodzi to, co w świecie nazywa się przyjaźnią.
Jezus był przyjacielem wszystkich (także celników i grzeszników)?
   Tego i wam życzę, moi dawni koledzy, choć może nie użyję już określenia przyjaciele.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz