wtorek, 23 maja 2017

Donieś Kościołowi!



    Każdorazowo po kolejnym artykule „Księdza w cywilu”, otrzymuję wiele maili i listów, w których czytelnicy wyrażają swoją opinię na tematy tam poruszane. Niekiedy stawiają pytania i proszą o wyjaśnienie sprawy, której nie do końca nie pojmują. W takich przypadkach po prostu im odpisuję, starając się w prosty sposób wyjaśnić im wątpliwości. Są jednak i takie maile, których adresatem się nie czuję. Te listy piszą ludzie widzący smutne przykłady złych zachowań ludzi w sutannach, którzy zatracili gdzieś istotę swojego powołania i niewiele mają wspólnego z obrazem kapłana-pasterza.
    Lokalni hierarchowie zdają się tkwić w błogiej nieświadomości i rzadko sami zauważają „czarne owce” w swojej zagrodzie, ale w jednym przypadku nie mogą tłumaczyć się ze swojej niewiedzy.
    Mówi o tym Ewangelia traktując o obowiązku napominania brata, który zawinił wobec nas i jeżeli wasz głos jest bezskuteczny, wtedy donieście to Kościołowi!
    No więc proszę potraktować mail o d czytelniczki „Księdza w cywilu” jako niepokojącą informację (donos), czcigodni przełożeni kapłana ze szpitalnego oddziału.
List czytelniczki przytaczam w całości:
„Niedawno leżałam w klinice na oddziale chirurgicznym. Towarzyszką niedoli była 82 letnia kobieta spod gorzowskiej wsi. Absolutnie zagubiona w miejskiej rzeczywistości, nie radząca sobie ze szpitalnym życiem, do tego dochodził strach przed poważną operacją, której miejscowi lekarze obawiali się podjąć...Widziałam w jakim jest stanie, więc starałam się ją "zagadywać"...Poznałam całą jej rodzinę. Odwiedzali ją codziennie, przyjeżdżali nawet z Niemiec. Gwoli wyjaśnienia - nie czekali na spadek Po prostu chłopi w ciężkim momencie życiowym byli razem. Bardzo mi się to podobało.
Jestem z wykształcenia prawnikiem czyli wiem jak rozmawiać, żeby się czegoś dowiedzieć. Wiadomo, że szpital jest specyficznym miejscem, w którym dużo myślimy co dalej ? Nawet nie wiedziała kiedy opowiedziała mi całe swoje życie. Zauważyłam , że ma stare pretensje do męża, który od 20 lat już nie żył,  z sąsiadami też nie jest najlepiej. Była wręcz nabuzowana złością, żalem i pretensjami do wszystkich...
  Pomalutku zaczęłam rozmawiać o Bogu - wierzy,ale te „ksindze”...Więc mówię,że nie wierzy w księdza tylko w Boga ...no tak...u spowiedzi była dawno...mówię, że tu jest wspaniała okazja, bo przychodzi kapelan, przed operacja się uspokoi , ja wyjdę na korytarz,mogą być sami i sobie porozmawiać, chce pani ? Oj, chce...To ok.
  Wieczorem przychodzi ksiądz: okrąglutki, różowiutki pączuszek, istny okaz zdrowia, nie pasował do szpitalnych korytarzy...
- Ktoś do komunii ?
- Ja, a pani chce się wyspowiadać...
- Chce pani ?
- Nie jestem właściwie przygotowana, ale chcę...
- To się trzeba przygotować,
 - Ok, ale może ksiądz pomóc jej ? Panią czeka poważna operacja ...to moje pytanie, bo ciężka idiotka myślałam, że można tak się spowiadać
- nie, on idzie do innych sal.
Zagotowało się we mnie, wyszłam na korytarz poczekałam na niego , jak wracał i powiedziałam , że powinien zmienić zawód,bo trudno to nazwać powołaniem...
 "Pani mnie nie będzie uczyć..."
Jasne, jest niereformowalny, zapomniał, że jest dla ludzi, że ma być pomostem do Boga...
Zresztą może i dobrze, że jej nie spowiadał, może by zrobił więcej złego  niż dobrego. Już Bóg najlepiej wie jak do człowieka dotrzeć...
Poszłam na mszę, którą ten kapłan odprawiał w kaplicy szpitalnej, kazanie beznadziejne, żadnego duchowego wsparcia, nic, absolutnie nic...
Dziękuję za Pana artykuły w ANGORZE, od Pana zaczynam lekturę, trochę mnie podnosi na duchu myśl,że  dosyć dużo jest tego "gorszego sortu".
    Na koniec moja prośba do was, czytelnicy „Księdza w cywilu”:Piszcie o takich smutnych przykładach, bo poprzez nagłaśnianie patologii możemy sprowokować do działań naprawczych tych, którzy w większy sposób odpowiadają za Kościół!
Kryspin,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz