niedziela, 9 kwietnia 2017

Bierzmowanie-sakrament dla dojrzałych wierzących!



    Kilka przecinających się ulic, a przy nich rzędy domków szeregowych osiedla położonego na obrzeżu miasta. Pomiędzy domami znajduje się plac zabaw dla dzieciaków, a po sąsiedzku kilka małych sklepików, w których można zrobić zakupy, gdy zapomniało się o czymś przy okazji pobytu w markecie znajdującym się daleko poza terenem tej małej, miejskiej ojczyzny.
   Całości tego sielskiego obrazu dopełnia świątynia stojąca obok szeregowców. Swego czasu pobudowano ją wysiłkiem i hojnością wszystkich mieszkańców i to był wtedy miły czas, gdy gromadzili się wszyscy, aby pomagać przy stawianiu murów, a później przy upiększaniu terenu wokół Bożego Domu.
   Trochę ze smutkiem wspominają mieszkańcy szeregowców czasy, gdy zapraszali się nawzajem na kawę serwowaną na nie do końca skończonych tarasach swych domów. Jaki to był miły czas, gdy po sąsiedzku gospodynie domowych ognisk pożyczały sobie szklankę cukru, bo akurat którejś go zabrakło.
   Później coś się popsuło we wzajemnej życzliwości, bo sąsiad kupił wypasiony samochód, a do tego, jego dziecko dostało się na prestiżowe studia i jakoś zaczęło się mu powodzić lepiej, aniżeli pozostałym.
   Początkowo brak życzliwości mieszkańcy szeregowych domów załatwiali donosami pisanymi cierpliwie do wszystkich możliwych organów ścigania, a później było jeszcze gorzej.
   Teraz przyszedł czas na milczące mijanie się przy przypadkowym spotkaniu i na wzywanie policyjnego patrolu, gdy przypadkowy gość zaparkuje na wysokości domu sąsiada.
Jedno tylko nie uległo zmianie, gdy zwyczajowo w każdą niedzielę mieszkańcy szeregowców zaliczają spotkanie z Chrystusem w parafialnym kościele i tylko ten moment, gdy kapłan wzywa zebranych do przekazania sobie znaku pokoju, jakoś do nich nie przemawia.
Taka swoista „dojrzałość” bez wzajemnej życzliwości cechuje niestety wielu dorosłych wierzących i może to stało się powodem reakcji Episkopatu, który ostatnio doprecyzował proces przygotowywania młodych katolików do dobrego przyjęcia sakramentu bierzmowania.
Wśród zadań, które postawiono przed nimi, dwa wydają się znaczące:
-Kandydat powinien w kontaktach z rówieśnikami przeprowadzić rozmowę o Panu Bogu!
-W sytuacji konfliktowej(której stał się mimowolnym świadkiem), winien podjąć się roli mediatora, by pojednać zwaśnionych!
Chyba nikt nie mógłby stwierdzić, że w samym założeniu te wytyczne są słuszne, ale?
   Trudno mi wyobrazić sobie trzynastoletniego mediatora, który skutecznie doprowadziłby do zgody skłóconych od lat dorosłych, a wkraczając w konflikt pomiędzy rówieśnikami, naraziłby się na solidnego guza od nieco silniejszych od siebie kolesi.
   Podobnie mało atrakcyjnie brzmi zadanie alternatywne: Rozmowa o Panu Bogu w czasie np. przerwy pomiędzy lekcjami.
Może więc lepiej byłoby, gdyby te zadnia szacowni przedstawiciele Episkopatu nałożyli na rodziców kandydatów (w tym także na chrzestnych)?
   W parafialnych kościołach proboszczowie często organizują ceremonie odnowienia przyrzeczeń ślubnych. Może także warto by było dorosłym wierzącym organizować takie odnowienie przyrzeczeń z sakramentu bierzmowania?
A wśród nich jednego, które winno być synonimem chrześcijańskiej dojrzałości: życzliwość do drugiego człowieka (tak na co dzień - zawsze!)?
   Ostatnio byłem świadkiem telefonicznej rozmowy dwóch pań, z których jedna mieszka na zachodzie Europy, a jej rozmówczyni w Polsce.
   Nasza krajanka, gdy rozmawiały o nadchodzącej wiośnie, żartobliwie stwierdziła, że nawet pogoda u tamtej jest lepsza i częściej im świeci słońce.
    Pani z zachodu odpowiedziała z uśmiechem: „bo u nas są ludzie bardziej życzliwi dla siebie!”
    I po chwili dodała już trochę miej radosna:”może dlatego, że u nas jest mniej katolików?”
Kryspin, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz